II Światowy Festiwal Dzieci Niepełnosprawnych
"Smiling Child"
Istambuł 20-25 kwietnia 2007
Pracuję z dziećmi z dysfunkcją ruchową od przeszło dwóch lat. Wraz z
dziećmi z Dziecięcego Zespołu Folklorystycznego
"Cepelia-Poznań" spotykam się z
nimi w każdą sobotę, by udowodnić im,
że taniec jest piękny, że można tańczyć całą swoją
duszą, każdą częścią swojego
ciała i, że może to robić każdy, kto tego
bardzo pragnie. Po roku czasu doprowadziłam do tego,
że swoje umiejętności mogli
zaprezentować szerokiej
publiczności i już od tego czasu dość regularnie występowaliśmy na różnych
lokalnych występach a nawet w innych miastach.
Każdy wyjazd był ogromnym przeżyciem dla nas wszystkich, bo przecież potrzeba
występów oraz nagród w postaci
aplauzu publiczności jest naturalną potrzebą każdego, którego aktywność związana
jest ze sztuką,
z uczestnictwem w kulturze.
Zawsze byliśmy jedyni, niepowtarzalni. Zawsze byliśmy
gwiazdą, atrakcją, by okrasić jakąś kulturalną lub sportową imprezę.
Tym razem było inaczej !
Otrzymaliśmy zaproszenie na II Światowy Festiwal Dzieci
Niepełnosprawnych „Smiling child” do Istambułu
w dniach od 20 do 24 kwietnia 2007 roku.
Kiedy oglądałam stronę internetową tego festiwalu, okazało
się, że w innych krajach dzieci niepełnosprawne na całym
świecie uczestniczą w kulturze własnego kraju bardzo aktywnie i to był powód,
dla którego postanowiłam podjąć wyzwanie,
gdyż to właśnie Integracyjny Klub Tańców Polskich aktywizuje swoich członków do
pielęgnowania polskich tradycji tanecznych.
Śniłam po nocach, że moim kochanym podopiecznym dostarczę
wspaniałych przeżyć typu lot samolotem, poznanie
nowego kraju, nowe przyjaźnie z dziećmi z innych stron świata, prezentacje przed
międzynarodową publicznością
i wreszcie, konfrontacja z innymi zespołami. Wiem, że to bardzo dużo jak na
małe, wrażliwe istotki, które zmagają się
z trudami życia codziennego. Mają jednak swoich sprawnych partnerów do tańca,
którzy są ich przyjaciółmi. Wierzcie mi,
oni są dla nich prawdziwymi przyjaciółmi! Może sami nie zdają sobie z tego
sprawy, ale jakże piękne obrazki oglądam
niejednokrotnie, jakże wspaniałe rozmowy słyszę. Oglądam nieprawdopodobną
współpracę w każdej chwili ich wpólnie
spędzonego czasu, i ten wzajemny szacunek i zrozumienie rówieśników, których
przecież różni tak niewiele.....
To wszystko sprawiło, że uwierzyłam w jedność i spójność członków Integracyjnego
Klubu Tańców Polskich.
Podjęłam wyzwanie.
I zaczęło się! Szukanie pieniędzy (nie chciałam, aby dzieci
czy rodzice dzieci niepełnosprawnych ponosili jakiekolwiek
koszty), organizacja wyjazdu, przygotowanie nowego programu artystycznego, itp.
Przyznam się, że z powodu nadmiaru pracy, paru niepowodzeń i
braku wsparcia duchowego ze strony znaczących
dla mnie osób miałam chwile, w których chciałam zaniechać tego przedsięwzięcia.
Jednak myśl, że mogłabym zawieść
oczekiwania dzieci, nie pozwalała mi tego uczynić. I tak....
w dniu 20
kwietnia
ruszyliśmy „busikami” z Poznania
a potem samolotem z Warszawy
do Istambułu.
Troje
młodych i pełnych uśmiechu ludzi oczekuje nas na lotnisku. To są wyznaczeni dla
nas piloci,
woluntariusze,
którzy towarzyszyć nam będą przez cały festiwal.
Jazda autokarem do hotelu już dostarcza dzieciom wielu nowych wrażeń, gdyż
objawiają im się całkowicie
nowe widoki
takie jak np.: palmy, meczety, stare mury Istambułu itp.
Zatrzymujemy się na krótko przed siedzibą organizacyjną
festiwalu. Po chwili każdy z nas otrzymuje
wspaniałe prezenty
w postaci, wypełnionych przemiłymi drobiazgami, plecaczków z logo
festiwalu.
Szybkie zakwaterowanie w hotelu i dalej jazda na powitalna kolację w *****
hotelu.
Wow!
Znowu nowe przeżycia, bo nowe potrawy, inny porządek podawania dań itp.,
obserwacja przybyłych
na festiwal uczestników. Okazuje się, że w festiwalu uczestniczyć będzie ok.
1000 osób, 40 grup
z 28 państw z całego świata. "Papparazzi" działa, flesze migają, mimo zmęczenia
podróżą, jesteśmy
szczęśliwi i spożywamy nasz pierwszy turecki posiłek.
Potem już do hotelu, "szybkie" spanie, bo rano trzeba
przygotować się do festiwalowej parady.
21
kwietnia jest dla dzieci niepełnosprawnych nowym
przeżyciem.
Po raz pierwszy założą najpiękniejsze
stroje polskie, stroje krakowskie. Jedziemy na największy
w Istambule „deptak”
handlowy, pełen sklepów i knajpek.
Podobno w godzinach popołudniowych
jednocześnie przewija się tu około 2 milionów
ludzi. Nie do wiary! Dobrze,
że parada zespołów
uczestniczących odbywa się przed południem; i tak jest
mnóstwo ludzi, którzy klaskają, machają
do nas i robią nam zdjęcia. Spotykamy wielu Polaków, którzy darzą nas
serdecznymi słowami
i życzą miłego pobytu
w Istambule.
Wszystkie zespoły prezentują się pięknie, reporterzy i kamerzyści mają ręce
pełne roboty.
Wykrzykujemy: „Polonia, Polonia!”, aby wiedzieli, z jakiego kraju
przyjechaliśmy.
Po
zakończeniu parady, jedziemy szybko do hotelu zdjąć kostiumy i dalej ruszamy na
nabrzeże
cieśniny Bosfor,
gdyż tam czekają już na nas statki turystyczne. Zajmujemy dogodne miejsca,
zjadamy lunch.
Rejs jest fantastyczny!
Przepływamy całą cieśninę, od Morza Czarnego do Morza Marmara.
Oglądamy po obu brzegach przecudne widoki, wspaniałą i bujną przyrodę,
stare
budowle, mury i zamki oraz luksusowe pałace mieszkalne.
I choć
na dolnym pokładzie trwa diskoteka dla pasażerów,
to nie schodzimy tam, gdyż chcemy jak
najwięcej zobaczyć.
Wieczorem zajadamy się
przepyszną kolacją w hali koncertowej. Przyglądamy się scenie, która pokryta
jest
wykładzina dywanową (niezbyt przyjazną dla wózków) i, na środku której stoi
ogromny filar! Problem
ten postanawiamy
rozwiązać na drugi dzień, aby nie zepsuć sobie nastroju miłego wieczoru.
22 kwietnia jest dla nas teoretycznie dniem bez pracy.
Postanawiamy jednak zorganizować
sobie próbę. Znajdujemy miejsce podobne
do festiwalowej sceny (z filarem na środku!) i ćwiczymy ok. 2-ch godzin.
Potem wracamy do hali
koncertowej i oglądamy występy zespołów.
Lunch zjadamy na trawce, gdyż jest
piękna, słoneczna pogoda.
Po posiłku wybieramy się na spacer ulicami tej wielkiej metropolii,
aby poznać bliżej jej atmosferę.
Kolacja, powrót do hotelu autobusem. Jadą z nami dzieci z Jordanii.
Śpiewamy wspólnie w kilku językach „Panie Janie”. Jest wesoło!
Okazuje się, że śpimy w tym samym hotelu, więc przed pójściem
do pokojów
odbywamy „rozpoznawcze” rozmowy.
23
kwietnia jest naszym dniem występów.
W południe sala koncertowa była już całkowicie pełna widzów.
To był dzień wolny od pracy i od szkoły w Turcji.
Dzień Dziecka, jedno z najważniejszych świąt w tym kraju.
Występ nasz podzielony był na dwie części. W pierwszej,
ubraliśmy się w stroje wizytowe.
Rozpoczęliśmy polonezem, który
otrzymał ogromne brawa.
Potem pary zaprezentowały się w
indywidualnych programach, w polce i kujawiaku.
Tą część zakończyliśmy wspólną polką,
która prawdopodobnie najbardziej się spodobała,
gdyż już od połowy tańca publiczność
rytmicznie klaskała do samego końca.
Krótka przerwa na lunch i już trzeba było ubierać się w stroje krakowskie.
Widziałam lekkie zdenerwowanie u dzieci, bo teraz przecież miało się odbyć
pierwsze publiczne
wykonanie krakowiaka.
Ale kiedy zaczęli tańczyć, wiedziałam, że pójdzie im świetnie i tak też się
stało.
Byłam z nich dumna!
Na koniec dzieci podeszły do mikrofonów, zaśpiewały i zagrały na fletach jedną
z
najbardziej popularnych
w Turcji piosenkę „Bahcesi var...”, którą przez mikrofon zdedykowałam
wszystkim
dzieciom i organizatorom
festiwalu, dziękując im za zaproszenie i gościnność. Sala nuciła
z nami i
kołysała się rytmicznie.
Dostaliśmy ogromne brawa.
Na kolację
jechaliśmy pełni satysfakcji i zadowolenia, że doskonale prezentowaliśmy nasz
kraj,
miasto i wreszcie naszą szkołę przy ulicy Żonkilowej 34, w której rodzą się
wszystkie pomysły
na każde nowe przedsięwzięcie.
Elegancką kolację, znowu w ***** hotelu (wow!), spożywamy we
wspaniałej atmosferze.
Zajadamy srebrnymi sztućcami przepyszne potrawy,
Tańczymy, wręczamy upominki swoim nowym przyjacielom,
których tak wielu poznaliśmy,
wymieniamy
kontakty, z nadzieją na ponowne spotkanie w naszym artystycznym świecie.
24 kwietnia jest dniem turystycznym.
W
końcu mogliśmy się wyspać i zjeść spokojnie śniadanie.
Ok. godziny
11-stej wyruszamy autokarem zwiedzać przepiękny zabytek Hagia Sophia.
Monumentalny,
z wielowiekową i burzliwą historią, obiekt klasy zerowej robi na nas
niezapomniane wrażenie.
Lunch spożywamy w pięknym parku przed Błękitnym Meczetem.
Potem wyruszamy na mini bazar na zakupy, bo to przecież ostatni dzień naszego
pobytu,
więc trzeba nabyć charakterystyczne, niebieskie Oko Proroka, maly dywanik
turecki,
czy chusteczkę z cekinami... . Nie ma dużo czsu, ale staramy się „targować”, aby
to były
prawdziwe zakupy w Turcji. Najlepiej idzie dzieciom, ćwiczą przecież angielski
już piąty dzień,
no i mają tyle wdzięku.
Kolację, równie smaczną i pięknie podaną, spożywamy już w
towarzystwie kilku zespołów, tych,
które jeszcze nie pojechały do swoich krajów. Jest miło i rodzinnie, gdyż znamy
się przecież już od kilku dni.
Znowu kolejne pożegnania, wymiana kontaktów.
25 kwietnia to dzień, naszej podróży powrotnej.
Spokojne śniadanie, jazda na lotnisko, odprawa i jeszcze jedno pożegnamie,
tym razem z parą naszych przemiłych pilotów, Ozge i Emirem.
Odprawa, i już samolot podrywa się w powietrze.
Dzieci wiozą
do Polski swoim szkolnym rówieśnikom, i rodzinie nowe wrażenia z cudownej
podróży
do Istambułu, gdzie na II Światowym Festiwalu Dzieci Niepełnosprawnych pokazali
urok polskich tańców.
Widziałam usmiechnięte i szczęśliwe twarzyczki moich podopiecznych. Nie
mogliśmy się rozstać.
Jeszcze na boisku szkolnym, w towarzystwie witajacych nas rodzin, dzieliliśmy
się długo wrażeniami
ze swoimi bliskimi.
W tym dniu, wieczorem, wiedziałam, że spełniłam marzenia dzieci. Poczułam
również, że i moje się spełniło.
Jadwiga Banaś
nauczyciel tańca, pedagog, choreograf
Integracyjny Klub Tańców Polskich
Poznań, 30 kwietnia 2007